Heimat

Tego słowa nie ma w języku polskim. Ktoś wymyślił „małą ojczyznę”. Małą, bo gorszą, mniej ważną? Zawieśmy to pytanie; jakbyśmy nie próbowali interpretować, ojczyzna – mała czy wielka – pozostanie ojczyzną, dziedziną ojca. Nie stanie się heimatem.

Zaraz po urodzeniu i często przez całe dzieciństwo najbliższą nam osobą jest matka. W dojrzałym życiu jej miejsce może zająć ojciec – wcale jednak nie musi; dla nas, Ślązaków, ojciec uwięziony przez cały dzień w polu lub w kopalni pozostawał kimś słabo znanym, kimś, kogo z założenia się szanowało, lecz niekoniecznie darzyło uczuciem.

Szczęśliwa rodzina, w której nie brak ojca ani matki. Bylibyśmy szczęśliwym narodem, mając zarówno ojczyznę jak i heimat. Bylibyśmy – gdyby nie odebrano nam matki, gdyby heimatu nie podzielono granicą. Gdyby nasi ojcowie nas się nie wyparli, gdybyśmy dla Polaków nie byli hanysamii i gebelsami, a dla Niemców wasserpolakami. W tym miejscu, które kiedyś było teatrem, a potem przez zawiść i głupotę stało się spaloną ruiną, usłyszycie poglądy, które mogą was zaszokować. Nawet mnie, Ślązaka, choć wychowanego w polskiej tradycji, zaszokowały, W tym spektaklu ani jedno słowo nie będzie literacką fikcją. Wszystkie stanowią fragmenty autentycznych wypowiedzi, czasem osobiście zapisanych w pamiętniku, częściej zanotowanych przez socjologa podczas badań w śląskich wsiach. Dla tych ludzi powstania śląskie nie były walką o wolność, tylko okrutną domową wojną – po której stronie się nie opowiedzieli, zawsze przegrali. Tych ludzi już nie ma, wszyscy odeszli w ciemność. Tu, w tej spalonej ruinie, mogą powrócić; spalona ruina może stać się teatrem. Gotowi do drogi? Wyruszamy.

Wyprawa się rozpoczyna

Skąd przychodzimy, kim jesteśmy, dokąd zmierzamy? Ta droga nie może odbyć się na skróty. Dlatego wejdziemy nie od fasady, lecz zapuszczonego podwórza, długim, wąskim korytarzem, oświetlonym światłem wiecznych lampek: to tak, jakby iść chodnikiem kopalni. Będziemy szli w stronę światła i sączącej się muzyki: to tak, jakby iść z pielgrzymką do Piekar albo na Górę św. Anny. Tylko że stare Ślązaczki nie mówią, że pielgrzymują do świętej – mówią, że idą do babci, do starki, do oumy. To przedstawienie będzie modlitwą; ogień, który pochłonął teatr, zniszczył materię, lecz nie zniszczył ducha. Za życia ta stara kobieta pewnie nigdy tu nie przyszła, nie zobaczyła żadnej granej tu śpiewogry, baśni ani operetki; lecz teraz, po jej śmierci, po śmierci teatru, duch kobiety zmaterializował się właśnie w tym właśnie miejscu. Przyjrzyjcie się wypalonemu wnętrzu, a zobaczycie, że ogień, który pochłonął plusze i sztukaterie, ocalił sacrum sceny, ujawnił strzelistość dawnej sznurowni, odsłonił nawę niegdysiejszej widowni. Usiądźcie niczym w stallach na drewnianych ławach ustawionych bokiem do dawnej sceny. Stara kobieta klęczy z twarzą wzniesioną ku światłu – spójrzcie tam także i wy.

Litania do św. Anny

Czy wiecie, że św. Anna jest patronką wdów? Cicho, uporczywie powtarzane słowa litanii wywołają z ciemności duchy mężczyzn. Ze światłem tuż przy twarzach wydają się jakby zawieszeni w powietrzu na wysokości dawnego balkonu. Mężczyźni przyniosą przekazane przez ich matki wspomnienia o czasach, kiedy ewangelicy żyli w zgodzie z katolikami, odprawiali nabożeństwa na przemian w tym samym kościele, a ich zmarli spoczywali na tym samym cmentarzu. O czasach, kiedy niemieccy mieszczanie pomagali robiącym zakupy wieśniakom polskimi napisami. Tylko co znaczy być Polakiem, co znaczy być Niemcem, tylko co nam pomoże odnaleźć własną tożsamość? Lektura „Krzyżaków”? A może opowieść chłopa spod Raciborza, który czuł się Polakiem, idąc na pielgrzymkę do Częstochowy, i tracił polską świadomość, potykając się o odchody pątników z Kongresówki, gdzie nie szanowano instytucji publicznego wychodka? Mężczyźni, oświetleni coraz silniejszym światłem, jakby się materializowali, lecz pytań i wątpliwości jest coraz więcej, a kiedy dołączy do nich męska ambicja, to nie pomoże nawet św. Anna, nauczycielka prawdy i miłości. To samo wspomnienie, choćby opisane tymi samymi słowami, może w emocji oznaczać już nie pokój, lecz wojnę – ewangelicy odprawiali mszę w tym samym kościele, ale zasłaniali wizerunek Matki Boskiej, Niemcy uczyli się polskiego tylko w tym celu, żeby Polaków upić albo upokorzyć.

Wojna domowa

Wybucha wojna. Tylko kto jest swój, a kto obcy? Jak w dymie i mroku – ciętym światłem punktowych reflektorów – rozpoznać własną tożsamość? Wspólny krzyk narasta… urywa się nagle. Mężczyzn już nie ma. Zmienne światło i muzyka ukazują bezmiar zniszczeń w wypalonym ciele teatru i duszach jego mieszkańców.

Modlitwa na pożegnanie

Muzyka łagodnieje, duch ożywia martwe ciało kobiety. Posłuchajcie uważnie, co ma wam do powiedzenia ta, która nie poszła śladem swych bliskich, nie stała się Niemką ani Polką. Za życia niechętnie czyniła zwierzenia obcym, lecz skoro wytrwaliście tak długo, przemówi wprost do was. Gdyby żyła, miała by dziś 102 lata. Teraz już umarła, ale wciąż żyją jej potomkowie rodem z wiosek odległych o kilka, kilkanaście kilometrów od gliwickiego teatru. Także dla wielu z nich ta wojna, która rozpoczęła się w roku 1921, nie skończyła się nigdy. Może dzięki naszej opowieści zrozumiecie ich, zrozumiecie nas, zrozumiecie siebie. I może – skoro spalony teatr odzyskał duszę – pojmiecie, że ciemność jest po to, by ujrzeć, skąd płynie światło.